poźniejsza wystawa I wcześniejsza wystawa
Paweł Susid, Przemysław Matecki
SASIDIS MOTECKI
28.10. - 13.11. 2006
Paweł Susid zaprasza mnie do kuchni. W piekarniku suszą się prawdziwki. Jesteśmy na zaadoptowanym strychu; jakieś trzydzieści centymetrów nad podłogą znajduje się szeroko otwarte okno. Gdybym przy nim kucnęła i się wychyliła, mogłabym wypaść, więc tylko z daleka spoglądam na zielony trawnik i betonowe podwórko. Artysta parzy herbatę w szklanym dzbanku i nalewa ją do filiżanek. Wygodnie rozsiada się na krześle po drugiej stronie stołu, a ja wyjmuję kartki i długopis.
- No, no, Pola. I co my tam mamy?
- Powiedz, proszę, dlaczego zgodziłeś się na tę wystawę?
- To był pomysł Dawida Radziszewskiego, a Dawida polecił mi Łukasz Gorczyca. Potem pojechałem do Poznania i spodobało mi się miejsce, w którym znajduje się Galeria Pies. Stoi tam pomnik psa, z imionami wszystkich czworonogów, które mieszkały w kamienicy od 1900 roku. No i podoba mi się to, co robi Przemek?
***
Przemysław Matecki prowadzi mnie do małej pracowni mieszczącej się w suterenie warszawskiej kamienicy. Wyglądam przez okno. Parapet znajduje się na wysokości ziemi. Gdybym na nim usiadła, mogłabym położyć się na rosnącej po drugiej stronie trawie.
- Napijesz się herbaty?
Artysta podaje mi naczynie, z którego wyjmuję torebkę z herbatą. W elektrycznym czajniku zagotowuje wodę i nalewa do szklanki.
- Jestem z Żagania. W Żaganiu było kiedyś siedem fabryk, potem przyszła transformacja i wszystkie padły.
Na czterech kwadratowych tablicach namalowana jest mapa Polski i naniesiona na nią prognoza pogody.
- Po prostu: cztery pory roku.
Matecki zawiesza na ścianie inną pracę. Małe płótno z oddalenia przywodzi na myśl obraz Eugene?a Leroy; w mięsistych warstwach wielokrotnie nakładanej farby zanika czysta barwa i zaciera się figuralne wyobrażenie. Dopiero, kiedy podchodzę bliżej dostrzegam, że kolory zostały zmieszane na palecie, monochromatyczność jest zaplanowana, a spod abstrakcyjnej gęstwiny wyłaniają się sowie oczy. Ale co innego mnie uderza i całkowicie zaskakuje - inna ostrość, wymiar, jakość. To jest, częściowo, fotografia sowy!
***
Paweł Susid zapala papierosa.
- Czy słuchasz muzyki, kiedy malujesz?
- Nie, raczej nie. Może czasami, kiedy wycinam szablony albo rysuję. Ale uwielbiam muzykę; Beatlesi, Janis Joplin, Bob Dylan? to wszystko rodziło się w moich czasach i tego się słuchało.
- Bob Dylan ma świetne teksty.
- No, tak, słowa są u niego najważniejsze.
Podobnie w twórczości Susida. Właśnie tekst, jedno słowo, zwięzły komunikat lub całe zdanie tworzą jego malarstwo. Lecz przecież zawsze w specyficznej, właściwej Susidowi aranżacji; wycięte z szablonu litery, proste geometryczne kształty, laserunkowo nałożona farba są jak dźwięk gitary i linia melodyczna w kompozycjach Dylana.
- Ale wiesz - zamyśla się artysta - istnieje jeszcze muzyka bez słów. To jest dopiero coś! Zawsze myślę, że to jest więcej niż malarstwo, czy w ogóle sztuki wizualne. Taka muzyka dociera do odbiorcy natychmiast, bezpośrednio. Nie trzeba znać żadnego języka ani być jakimś specjalistą. Z malarstwem jest inaczej i mam trochę problem z tym przekazem, z tą hermetycznością. Kiedy doszło do mojej ostatniej wystawy w Zachęcie ["Obrazy w szkole i w domu", kwiecień-czerwiec 2006] nie wiedziałem, jak ją powiesić - tak, żeby dobrze się ją oglądało. Wtedy namalowałem obraz ?Jeszcze tu wrócę, bo nie zrozumiałem".
- Oczywiście, sztuka jest hermetyczna i łatwiej jest ją zrozumieć komuś, kto na co dzień się nią zajmuje, niż komuś, kto wchodzi do galerii po prostu z ulicy. Jednak, jeśli się zna język polski, twoje obrazy są - przynajmniej na podstawowym poziomie - dosyć zrozumiałe, jedynie interpretacja może być różna. Inaczej jest, jeśli się nie zna polskiego języka. Myślę, że to dobrze, że nie tłumaczysz swoich obrazów na angielski. Dla obcokrajowca to może być ciekawe, gdy na obrazie jest napis, którego nie rozumie, choć wie (jeśli przeczytał tłumaczenie, albo cię zapytał) co tam jest napisane. Ale tak naprawdę, nigdy nie ma tej pewności. Litery stają się wówczas kolejnym abstrakcyjnym elementem kompozycji i wydaje mi się, że taki Susid również jest ciekawy.
- A poza tym pewne rzeczy są nieprzetłumaczalne, jak poezja Mirona Białoszewskiego. Zresztą namalowałem angielskie wersje paru moich obrazów, na przykład "Both fine girls" ("Obie fajne dziewczyny").
***
- Co ci się podoba w sztuce?
- ?
- Jaką literaturę lubisz czytać?
- Nie, ja niczego nie czytam, nie znam żadnych pisarzy, artystów, w ogóle nie znam się na tym wszystkim.
Zniecierpliwienie i dezynwoltura Mateckiego sprawiają wrażenie autentycznych i zaczynam dostrzegać, jak bardzo anarchistyczne jest jego podejście do świata i kultury. Więc ciągle zadaję mu niewłaściwe pytania, wypowiadam słowa "sztuka," "podobanie się", "literatura". Te słowa nie istnieją w świecie Mateckiego. Być może mógłby powtórzyć za Rafałem Bujnowskim "I?m not interested in art". Bo nie - on nie interesuje się sztuką, nie chodzi na wystawy w niedzielę, nie kolekcjonuje pocztówek z Cattelanem ani pism artystycznych (chociaż właściwie skąd ja mogę to wiedzieć?); on sztuką żyje, wytwarza ją, robi, nie potrzebuje jej nazywać, ani wymieniać nazwisk innych artystów. Jednocześnie jednak dużo na ten temat wie (?Czy znasz Petera Blake?a?" - "Tak"), pracownia jest starannie posprzątana, tubki z farbą ułożone w rządki, rolki taśmy klejącej wiszą na gwoździach, blejtramy są równo zbite, płótno starannie naciągnięte; obrazy, poselekcjonowane, stoją na zbudowanym przez Mateckiego stelażu. Artysta spokojnie parzy dla mnie herbatę, a na stoliku obok stoi talerzyk z herbatnikami. Jeśli ktoś pomyśli, że mamy do czynienia z neofitą, ignorantem czy amatorem, bardzo się pomyli. Matecki szanuje siebie i swoją pracę. Już, kiedy wchodzę do jego pracowni i widzę, że nie zrobił wystawki, ani nie pozakrywał brudnych tubek od farb, wiem, że mam do czynienia z profesjonalistą. A jednak różni się od innych artystów.
- Czy byłbyś w stanie pokazać mi nieskończony obraz?
- Tak, jasne. Proszę, ten jest nieskończony.
***
- Podoba ci się obecna polska sztuka? - pytam Susida.
- O tak, bardzo - artysta ożywia się - ja w ogóle myślę, że teraz jest bardzo interesujący czas w polskiej sztuce. Tyle się dzieje, tylu artystów, tyle wystaw! To jest wspaniałe, że mamy możliwość wyboru! Bardzo lubię istnienie różnorodnych zjawisk i osobowości. Zwłaszcza podoba mi się młoda sztuka. Na przykład Artur Żmijewski albo Robert Kuśmirowski, jakie to jest ciekawe! Ta sztuka jest zaangażowana, chce o coś walczyć, trzyma się rzeczywistości. Przemek Matecki jest bardziej kameralny, bardziej skupiony w sobie, ale ma naprawdę świetne prace.
- Susid poszukuje obrazu - mówi Przemysław Matecki - lubię jego pracę "Stół, książka, krzesło": w namalowane krzesło wpisane jest słowo "krzesło". Ten obraz sprawia, że podchodzę do niego, przyglądam mu się i cały czas się zastanawiam - co tu właściwie jest tym obrazem: ten napis, czy ta rzecz? Zajmują tyle samo miejsca i nie wiadomo, co jest ważniejsze. To jest obraz na granicy, właśnie na granicy dzieje się najwięcej, na granicy zawsze jest jakieś iskrzenie i ono mnie najbardziej interesuje.
Mówiąc to Matecki pokazuje mi swój kolejny obraz. Z ciemnozielono-szaro-białej gęstwiny wyłania się sfotografowana gałąź drzewa. Ale tylko z bliska. Kiedy spojrzy się na płótno z daleka pojawia się na nim szary, niewyraźny kształt; jakaś niepokojąca sylwetka. Co jest na tym obrazie? Drzewo? Człowiek? Duch? Może mi się wydaje, może nic na nim nie ma?
- Wczuj się w to - mówi Matecki - najważniejsze jest, żeby obraz otwierał jakiś tok myślowy tego, kto na niego patrzy.
- A twój tok myślowy?
- Długo się zastanawiam zanim coś namaluję. Właściwie cały czas; nie oddzielam życia od sztuki. Ale nie pamiętam tych momentów, w których maluję. To jest jak napinanie cięciwy łuku, można ją długo napinać, ale jak się ją puści, to już leci. Paweł [Susid] ma wszystko bardzo poukładane, ma swój system. Ja nie, ja nie mam stylu, nie chce żadnych reguł, ograniczeń. Ważna jest dla mnie mnogość postaw. Ja nie mam sprecyzowanych preferencji, słucham każdej muzyki, czyli żadnej, maluje w różny sposób, w żaden konkretny. Uciekam od jednego sposobu pracy czy klucza do jej rozumienia. Nie wiem jak będzie wyglądał obraz, dopóki go nie namaluję. Gdybym wiedział, to bym go nie malował. Telewizja jest niesamowita, przerzucasz kanały i możesz zobaczyć wszystkie możliwe, istniejące światy. Wszystko jest w ruchu, cały czas, cały świat. Telewizja to pokazuje. Ja próbuję dokonywać weryfikacji moich myśli, ale one też są w ciągłym ruchu, wiec to jest właściwie niemożliwe.
Na następnym obrazie sfotografowane cienkie, proste, blond włosy wyłaniają się z namalowanej szaro-białej przestrzeni przypominającej zasłonę.
- Może chcesz mi zadać jakieś pytanie? - Matecki zapala papierosa. Pytania służą poszukiwaniu odpowiedzi, a przecież w tym, co robi nie ma żadnych odpowiedzi, jest szary wiatr w płowych włosach, ale nie wiadomo niczego więcej; czy to jest kobieta, czy młody mężczyzna, a może są tylko włosy zaplątane w firankę, cokolwiek to jest i cokolwiek się z tym dzieje.
- Nie, nie mam już żadnych pytań.
***
Paweł Susid i Przemysław Matecki próbują opisać współczesną, heterogeniczną rzeczywistość. Wybuchają bomby, kobieta maluje usta na czerwono, chirurg operuje psa, na rynek wchodzi nowa, amerykańska marka, dziecko umiera na AIDS, mężczyzna podlewa drzewo, historyk opowiada o architekturze Florencji, dziewczęta opalają się w bikini, politycy ściskają sobie prawice, Lara Croft strzela z pistoletu, sowa czuwa nocą w narodowym parku? Paweł Susid stworzył własny werbalno-wizualny język, którym próbuje ująć świat, opisać go, skomentować, odbić jak w lustrze. Posługuje się bardzo ograniczonymi środkami; ciągle dokonuje weryfikacji i doboru - słów, kształtów, kolorów. Matecki odrzuca jeden styl czy sposób, posługuje się różnymi technikami; wkleja w obrazy zdjęcia, maluje na zdjęciach, gazetach, plakatach, znalezionych na śmietniku deskach, kartonach, kawałkach mebli, używa szablonów, farb akrylowych, olejnych, emulsji, kleju, maluje na sklejce i na płótnie, tworzy kolaże i przerabia zdjęcia w photoshopie. Jedna z prac składa się z trzech fotografii. Na pierwszej widzimy śmietnik. Na drugiej wchodzącego na ten śmietnik chłopaka, z napisem "Polska" na bluzie. Na trzeciej fotografii postaci nie ma, ale na skórzanym oparciu wyrzuconego fotela widnieje data: "20.06.2006". Podobną, konceptualną taktykę znamy z prac On Kawary czy Tacity Dean. Matecki używa intelektu, lecz to intuicyjne "czucie", o którym mówi, jest u niego najważniejsze. "Nie wiem, co jest na tym obrazie" - powtarza. W tym sensie jego realizacje czerpią nie tylko z tradycji konceptualnej, lecz także z dorobku modernizmu w ogóle; pozornie niewinnej zabawy dadaistów, egzystencjalnego niepokoju surrealistów, a nawet badającego ludzkie zdolności percepcyjne impresjonizmu. Z kolei Angela Jolie z wmalowaną w plakat twarzą artysty wskazuje bezpośrednio na pop art.
***
Obaj artyści unikają narracji, rozbudowanej historii, patetyczności. Obaj lekceważą akademickie reguły i przepisy na malarstwo, ich prace są pełne nonszalancji i niosą, jak pisał Łukasz Gorczyca o Susidzie, "odświeżający powiew anarchii". Obaj są bardzo zanurzeni i, w gruncie rzeczy, zaangażowani we współczesną rzeczywistość. O niej chcą mówić. Jednocześnie obaj sprawiają, że patrzę na świat z dystansem. Susid ujmuje rzeczywistość w nawias, wypowiada na głos myśli, jakie rodzi codzienne obcowanie ze światem. Jest w tym dużo ozdrawiającej ironii i filozoficznej zadumy. Matecki rzeczywistość przetwarza, na bazie jej fragmentów tworzy nową jakość - wyobrażeniową, trochę wypaczoną, trochę niedopowiedzianą, trochę tajemniczą. Ujawnia to, co jest pod podszewką, i w tym momencie uwalnia mnie od przywiązania do niezbywalnej, wszechobecnej, namacalnej realności.
Pola Dwurnik, 2006